piątek, 13 grudnia 2013

Wparcie bloga

Bloga prowadzę w wolnym czasie ponieważ żużel moją pasją. Jeśli wpisy na nim są dla Ciebie ciekawe, inspirujące do nieco innego spojrzenia na żużlową rzeczywistość, możesz wpłacić dowolną kwotę na poniższe konto:

Paweł Bartosik

Gdańsk
Nr konta: 27 1940 1076 4918 1025 0000 0000
(z dopiskiem blog "Żużlem w oko").

Za wszelkie wpłaty serdecznie dziękuję. 

środa, 20 listopada 2013

List Otwarty do PZM oraz Komisji Orzekającej Ligi w sprawie srebrnych medali dla Unibaxu Toruń

do: Komisja Orzekająca Ligi
Trybunał Polskiego Związku Motorowego

Szanowni Państwo, 

W związku z ogłoszeniem kary dla Unibaxu Toruń przez Komisję Orzekającą Ligi oraz jej złagodzenie przez Trybunał Polskiego Związku Motorowego chciałbym poruszyć jedną kwestię, którą obie instancje orzekające, mam wrażenie, że przeoczyły lub celowo nie dotknęły.

Chodzi mianowicie o sprawę srebrnych medali dla drużyny Unibaxu Toruń. Jako, że przyznanie medali DMP wiąże się z ogłoszeniem medalistów oraz przyznaniem im nagród, chciałbym się dowiedzieć, czy, kiedy i w oparciu o jaki punkt Regulaminu srebrne medale DMP zostały przyznane drużynie Unibaxu Toruń. 

Art. 708. mówi, że: 

1. Drużyny, które w końcowej klasyfikacji zajęły trzy pierwsze miejsca, otrzymują następujące tytuły i wyróżnienia: 
za I m - tytuł Drużynowego Mistrza Polski, puchar, szarfę i dyplom 
za II m - tytuł Drużynowego Wicemistrza Polski, puchar, szarfę i dyplom 
za III m - puchar, szarfę i dyplom. 

2. Klub, zawodnicy, pierwszy trener lub manager nagrodzonych zespołów otrzymują odpowiednio: złote, srebrne i brązowe medale. Medale otrzymuje nie więcej niż 10 zawodników w drużynie. 

W oparciu o powyższy zapis chciałbym zapytać, czy drużyna Unibaxu Toruń została ogłoszona srebrnym medalistą DMP? Czy została nagrodzona za walkę w finale pucharem, szarfą i dyplomem?

Celowo piszę o "walce w finale" ponieważ zgodnie z Art. 705. Pkt 6.6. Regulaminu Drużynowych Mistrzostw Polski drugie miejsce w rozgrywkach zajmuje nie "jeden ze zwycięzców półfinałów ekstraligi", lecz "pokonana drużyna" w dwumeczu 21 i 22 rundy, a więc Finału Ekstraligi.

Nie sięgając nawet do słownikowej definicji słowa "pokonany" nietrudno jest stwierdzić, że dotyczy ono przegranej w rezultacie sportowego współzawodnictwa. Nie można bowiem zostać pokonanym, jeśli zamiast stawienia się na arenie rywalizacji... ucieka się z niej. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w 22 rundzie rozgrywek DMP. Mówiąc prościej: nie można przegrać meczu, nie przystępując do niego. 

Dowodem tego są choćby kary wymierzone przez Komisję Orzekającą Ligi oraz Trybunał Polskiego Związku Motorowego. Nie są one spowodowane "przegraną" Unibaxu w 21 i 22 Rundzie DMP, lecz uniknięciem rozstrzygnięć na torze. 

Przyznanie nagrody w postaci srebrnego medalu drużynie, na którą nakłada się kary jednoznacznie świadczące o jej winie i niesportowym zachowaniu byłoby przejawem regulaminowej schizofrenii. Przypomnę tylko, że odbyła się jedynie 21 runda rozgrywek o DMP, zaś do 22 rundy drużyna toruńska nie przystąpiła. 

Gdyby jakakolwiek drużyna sportowa nie wyszła na drugą połowę meczu finałowego, bez względu na dyscyplinę, nie byłoby mowy o przyznaniu jej srebrnego medalu (z powodu przebrnięcia przez rywalizację półfinałową). Mam nadzieję, że żużel nie odstaje tu od zwykłych, uczciwych, sportowych zasad.

Jako wieloletni kibic żużlowcy przypomnę tylko precedens z historii: w wyniku niesportowego zachowania drużyny Unii Leszno PZM zdecydował o odebraniu drużynie leszczyńskiej złotych medali w rozgrywakach o DMP w 1984 r. Owo zachowanie dotyczyło braku postawy fair-play w kilku końcowych biegach ostatniego meczu sezonu ze Stalą Rzeszów. To działanie przekreśliło jednak (i słusznie) wysiłek całego sezonu i pozbawiło drużynę leszczyńską złota. Sytuacja z zielonogórskiego finału jest o tyle gorsza, że drużyna toruńska nawet nie wyjechała na tor - dając do zrozumienia, że srebny medal nie jest czymś, co ją interesuje; nie jest czymś wartym wysiłku i nie trzeba na niego zapracować sportową walką na torze w meczu finałowym. Można go sobie zawiesić na szyi nawet jeśli nie przystąpi się do finałowej rozgrywki. 

Srebro DMP na żużlu kosztuje jednak o wiele więcej niż wybranie się busem na wycieczkę na mecz finałowy. 

Przyznanie w takich okolicznościach srebrnego medalu drużynie toruńskiej byłoby bardzo negatywnym precedensem świadczącym o zgodzie na zdobywanie tytułów i medali DMP przez drużyny, które w publiczny sposób rezygnują z walki w najważniejszym meczu tych rozgrywek. 

Dlatego zwracam się do Państwa z prośbą i apelem o nieprzyznawanie Unibaxowi Toruń srebrnych medali DMP 2013 ponieważ sama toruńska drużyna postanowiła nie walczyć o nie. Wręczenie medali Torunianom za sezon 2013 byłoby nagradzaniem klubu, który zlekceważył kibiców, rywali, rozgrywki o DMP, ducha sportu i rywalizację na torze. Przypomnę, że Torunianie nigdy nie przeprosili rywali, zielonogórskich kibiców oraz działaczy i nigdy nie uderzyli się w pierś za haniebne zachowanie w pamiętnym w finale.

Z poważaniem,

pastor Paweł Bartosik
wieloletni kibic żużlowy

Jak mogła wyglądać rozmowa Nickego Pedersena z prezesem Unii Leszno?

Media poinformowały, że nowym zawodnikiem Unii Leszno w sezonie 2014 będzie... Nicki Pedersen. To nie żart. Żartobliwy natomiast będzie niniejszy wpis  :) 

Najprawdopdoobniej tak wyglądała rozmowa obu panów.  

Nicki Pedersen odwiedza siedzibę klubu. Uśmiecha się spoglądając na pusty leszczyński obiekt.  Myśli: "Była jazda! No dobra, zobaczymy co tu dla mnie mają"W drzwiach wita go prezes Piotr Rusiecki: "Panie Nicki, dobrze, że pan przyjechał. Już baliśmy się, że nikt nie będzie chciał przyjechać."

Nicki się uśmiecha. "Robi się ciekawie" - myśli.

Piotr Rusiecki: Panie Nicki, nadal szuka pan klubu?
Nicki Pedersen: Tak, a czego chcesz?!
- Emil wybrał Toruń, Kildemand Czewę, Zagar Gorzów. Hancock Tarnów. Nie mamy kim jechać.
- To nie mój problem.
- Nasz klub ceni dobrych zawodników.
- No i? 
- No i pomyśleliśmy o Tobie. Bo umiesz dobrze jeździć.
- Ale ja nie jeżdżę parą. Interesują mnie trójki i pieniądze. Nic więcej. Poza tym priorytetem jest GP. Liga to dla mnie skarbonka na przygotowanie na GP. Masz tego świadomość?! 
- Okej okej. Nie ma sprawy! Doskonale to rozumiem! Nie musisz patrzeć na partnera. Byle te 3-3 chociaż było.
- Ale ja rozczarowałem kibiców i dzieci przybyłe na mecz z Rzeszowem. Odmówiłem jazdy, bo mam gdzieś jazdę z bolącą ręką na Waszym torze. 
- Oj przeeeeestań. To nie była Twoja wina! Cała drużyna odmówiła jazdy. Nie bądź dla siebie za surowy.
- Wasz były prezes Dworakowski bardzo ostro o mnie mówił w mediach po tym wydarzeniu.
- To narwaniec! Później tego żałował. Ja jestem młodszy i poważniejszy. I lektury mam trochę mądrzejsze. 
- No nie wiem...
- Panie Nicki, pan się nie boi! Całe Leszno murem za panem stoi!
- A kaskę chociaż macie?
- Mamy paru nowych sponsorków, trochę uszczkniemy Pawlickim i 2 milionki będą.
- Ale żadnego marudzenia! Jeśli kibice będą na mnie gwizdać, to dopłacacie pół bańki za straty moralne.
- My już zrobimy pijar i wszyscy będą się cieszyli, że pan jest u nas. Powiemy ludziom: "prawdziwy lider", "Nicki zawsze cenił Leszno", "Nicki ciepło wypowiada się o obiektywnych leszczyńskich kibicach", "ma zdjęcie Alfreda Smoczyka w portfelu" itd. Ciemny lud to łyknie.
- A skoro tak, to... bawimy się! Dawaj pan ten papier i długopis!
- Oczywiście, panie Nicki! 
- Jeszcze jedno. Ktoś mi mówił, że stawiacie na wychowanków i cenicie dobrą atmosferę w parkingu. I nie lubicie najemników. Prawda li to?
- Hahahahahaha! To był taki chwyt gdy rozmawialiśmy z Pawlickimi 2 lata temu! Musieliśmy ich jakoś przekonać, by obniżyli żądania i spoglądali na sprawę mniej rynkowo.
- Dajcie mi też pod rękę jakiś telewizor w parkingu, bym miał w co tłuc, gdy się wkurzę.
- Ma się rozumieć! 
- I nie chcę widzieć Waszych młodzieńców obok mojego boxu. Nie mam czasu na udzielanie nauk. 
- Ale chociaż jakieś podpowiedzi ustawień...
- Masz mnie za idiotę?!  To byłoby moje sportowe samobójstwo! Ja pracowałem na tą wiedzę latami. A Ty chcesz, bym opowiadał o tym za friko Waszym nieopierzonym zawodnikom? Kogo Wy tam macie?
- Bjerre
- Złotówa zawsze umie się ustawić. Skubany!
- Pawliccy
- Nie odróżniam ich.
- Zengota
- Zengo co?
- Zengota
- Nie znam człowieka. Dalej.
- Musielak
- Nie znam człowieka. Dalej.
- Baliński
- O w mordę!  Trudno. Ten rok jakoś przetrzymam. 

czwartek, 31 października 2013

Patryk, wszędzie, tylko nie do Unibaxu!

Jeśli chodzi o temat Dudka w Unibaxie, to jeśli tam pójdzie - straci szacunek w Zielonej Górze na wiele lat. Nie tylko zresztą Zielonej Góry. Jego (i ojca) obecne mówienie o niedocenianiu przez macierzysty klub to próba zrzucenia odpowiedzialności za odejście na Dowhana. Prawdziwą przyczyną (jeśli do tego dojdzie) będą dużo większe pieniądze Karkosika. 

W tym przypadku to coś więcej niż wybór nowego pracodawcy. Tu chodzi o honor Patryka. Karkosik za punkt honoru postawił sobie pozyskanie lidera finałowych rywali. Dudek zaś powinien uciąć te rozmowy. Ze sportowymi przestępcami się nie rozmawia. 

Facet pluje w twarz twojemu pracodawcy, twoim fanom, którzy cię wspierają i kolegom z drużyny, a potem mówi: "pracuj dla mnie. Dam ci więcej". 

Trochę to przypomina rozmowę Imperatora Palpatine z Anakinem. 

Chłopak zaś jest młody, to myśli krótkowzrocznie, czyt. pod kątem korzyści finansowych. Niszczy się jednak wizerunkowo. Odejście do Unibaxu nie byłoby zwykłym transferem. Byłby to policzek dla całej Zielonej Góry. Wg mnie Karkosik urządza sobie igrzyska z  próżności młodziana - niczym Al Pacino z Keanu Reevesa w filmie Adwokat Diabła

To niestety może oznaczać koniec kariery Patryka z Falubazie i sympatii jego "żużlowej rodziny" w tym mieście. Nie z powodu samego odejścia, ale odejścia konkretnie do drużyny, która jego macierzystemu klubowi pluje w twarz. 

I to zaledwie 2 miesiące po niechlubnych wydarzeniach. Jeśli mógłbym cokolwiek poradzić Patrykowi, byłoby to zdecydowane: "Patryk, nie idź tam. Wszędzie, tylko nie tam!"

poniedziałek, 21 października 2013

Medal za ucieczkę

Srebro powinno zostać Unibaksowi odebrane z prostej przyczyny. Nie zdobywa się go w rundzie zasadniczej, ani w półfinale, ale po przegranej walce w finale!

Torunianie zaś z pola walki... uciekli. Dlatego medal im się nie należy, tak samo jak nie należał się Unii Leszno w 1983 roku za niesportową postawę w ostatnim meczu sezonu w Rzeszowie. Wówczas jednak GKSŻ miała jaja, by taką sprawiedliwą decyzję podjąć. 

A dziś? Dziś mało się przejmuje medalami (no, może tylko złotem). Liczy się kasa, transfery, promocje, kasa, pijar, kasa, transfery, pijar. 

sobota, 19 października 2013

Włodarze Unibaxu mogą odetchnąć!

Włodarze Unibaxu mogą odetchnąć. Co więcej, mogą nadal się zbroić na kolejny sezon. Zostają w ekstralidze, a ilość ujemnych punktów będzie dla nich mocno motywująca, by budować armię zaciężną zdolną zniwelować tą stratę. Kto wie zresztą, czy nie zostanie ona zmniejszona.

Przede wszystkim Torunianie mogą cieszyć się ze... srebrnego medalu! Drużyna ucieka z finału, gardząc kibicami, rywalami z Zielonej Góry, sportową rywalizacją o medale DMP, o których marzy większość żużlowych klubów oraz ich kibiców. Mimo tego srebro zostanie im przekazane! Za co? Za sportową walkę w finale? Medale zdobywa się na torze, a Unibax zdecydował się na niego nie wyjeżdżać! 

Moim zdaniem kary są zbyt surowe - ocenił prezes Unibaksu Toruń, Mateusz Kurzawski. - Musimy się z nimi zapoznać i podejmiemy dalsze kroki. Zamierzamy złożyć wniosek odwoławczy. Chcielibyśmy, aby sankcje były mniej dotkliwe. Podejrzewam, że wszyscy zainteresowani, a także rada nadzorcza klubu oglądała dziś konferencję.

Mam dokładnie odmienne zdanie. Sankcje są nieadekwatne do rangi przewinienia. Może dla Mateusza Kurzawskiego ucieczka z finału ekstraligi jest mało znaczącym incydentem, porównywalnym z ucieczką z podwórkowej bójki. Był to jednak potężny cios w polski żużel, który powinien skutkować... degradacją. Dlaczego? By pokazać, że nie ma miejsca w ekstralidze na takie kluby i na takie "zagrania".

Okazuje się, że jednak można sobie pogrywać i występować w ekstralidze i co więcej, mając znaczący wpływ na jej regulamin! Strata 12 punktów ujemnych wydaje się dotkliwa przy 8 drużynach, jednak zaciągając armię zaciężną z Nielsem Kristianem Iversenem na czele (w miejsce Kamila Brzozowskiego), ta drużyna jest w stanie nadrobić stratę na tyle, by nawet z 4 miejsca awansować do play off. 

Już teraz wyobrażam sobie, co będzie się działo na stadionach ekstraligi, na które zawita Unibax. Choćby ze względu na bezpieczeństwo, dobre imię tego klubu, ostudzenie emocji, przemyślenia dla toruńskich włodarzy - degradacja byłaby właściwą karą. 

Kary dla Sławomira Kryjoma są wg mnie słuszne i zasadne. Niestety czynią z niego jedyną osobę odpowiedzialną za ten stan rzeczy, a przecież nie działał sam, w niezależności od swoich przełożonych.

Brakuje kar dla Zarządu, który zgodnie ze świadectwem Torunian, podjął taką decyzję, a także kar... dla zawodników oraz trenera, którzy wyjechali ze stadionu. Owszem, zrobili to podporządkowując się decyzji "z góry". Jednak konsekwencje powinny dotknąć wszystkich bohaterów tego "spektaklu", którzy zdecydowali się parafować swoim nazwiskiem dokument wiążący ich z firmą Unibax Toruń. Do takich konsekwencji, w przypadku zawodników, powinno należeć np. odsunięcie od meczy reprezentacyjnych (wyjątkiem jest Tomasz Gollob, który był nieobecny w Zielonej Górze). Uzasadnienie kar dla zawodników Unibaxu napisałem TUTAJ.

Jeszcze jedno: 1,5 miliona zł na trzy wybrane fundacje zajmujące zwalczaniem chorób nowotworowych u dzieci. 

Ciekawe, prawda? Wydaje się szlachetne (czyt. pijarowe), ale jest... dziwne. Rozumiem, że wybraną fundację może w najbliższych dniach założyć Sławomir Kryjom, drugą Roman Karkosik, a trzecią Mateusz Kurzawski? Nie? A dlaczego nie? Przecież ci ludzie są mistrzami w pluciu w twarz uczciwości, sprawiedliwości i zasadom. Jeśli będzie z tym problem, na pewno znajdą sposób, by przynajmniej część tych pieniędzy trafiła z powrotem lub do kieszeni... No dobrze, na tym się zatrzymam. Na razie. 

sobota, 12 października 2013

Obecna dyskusja o KSM jest nieetyczna

Jestem przeciwnikiem KSM ponieważ to socjalistyczny wymysł forsowany przez mniej zasobnych, którzy zgodnie z zasadą zawiści twierdzą: "Skoro ja tego nie mogę mieć, to tobie również na to nie pozwolę". Mimo tego nie mam problemu z dyskusją na jego temat. Słucham i przyglądam się racjom zwolenników tego ograniczenia (bo to niewątpliwie jest ograniczenie).

Jednak obecną dyskusję na temat KSM uważam za głęboko nieetyczną. Dlaczego? Dlatego, że pewne ustalenia już dawno zapadły i z pewnością przynajmniej niektóre kluby kierowały się nimi: w polityce transferowej w ub. sezonie oraz tuż po jego zakończeniu (czyli obecnie).

Jeśli kluby już są dogadane z poszczególnymi zawodnikami, to forsujący KSM powinni zrekompensować np. takiemu Falubazowi lub Unibaxowi koszta zerwania umów z zawodnikami, których ci będą musieli pogonić (a o których myśleli perspektywicznie, gdy ich kontraktowali 1-2 lata temu lub tej jesieni). 

Wg mnie obecna dyskusja o KSM to rezultat zachowania zarządu i zawodników Unibaxu w finale i nie powinna ona w ogóle mieć miejsca! Prezesi jednak najwidoczniej stwierdzili, że to jedyny sposób na ukaranie zmanierowanego miliardera z Torunia, więc postanowili nie dopuścić do uwolnienia jego pieniędzy, by zachować szanse na walkę w lidze 2014. 

Wygląda bowiem na to, że władze eligi guzik zrobią w sprawie haniebnego zachowania Torunian w finale (czyt. góra kilkaset tys. zł i minus, dajmy na to, 3 pkty). Odwlekanie kar służy winnym i ucichnięciu skandalu. Dlatego nie bez powodu prezes Kurzawski uprawia prowokujące gierki, które mają przesłonić istotę problemu jakim jest niewątpliwie fakt działania w środowisku żużlowym ludzi bez żadnego honoru i przyzwoitości.

środa, 25 września 2013

Dlaczego zawodnicy Unibaxu Toruń powinni zostać ukarani?

Portal Eurosport.onet.pl donosi, iż 18-letni Paweł Przedpełski z Unibaksu Toruń może nie wystąpić w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, który odbędzie się w sobotę 28 września w Pardubicach.

To oczywiście pokłosie oddania walkowerem przez kierownictwo Aniołów rewanżowego meczu o złoty medal Enea Ekstraligi w Zielonej Górze. Polski Związek Motorowy zamierza bowiem wcześniej ukarać żużlowców klubu z Grodu Kopernika zakazem startów w zawodach międzynarodowych, co byłoby jedną z kar za naruszenie regulaminu rozgrywek ligowych.

Zapowiedź takiej decyzji mocno oburzyła trenera kadry Marka Cieślaka. - Nie dopuszczę do sytuacji, żeby Pawła skreślono ze składu reprezentacji. To nie jego wina, że znalazł się w takim bagnie w Zielonej Górze. Zasłużył na start w finale - podkreślił na łamach "Gazety Pomorskiej" szkoleniowiec Biało-Czerwonych.

Sprawa naprawdę jest prosta. Mimo iż decyzja o nie przystąpieniu do meczu była podjęta przez Radę Nadzorczą Unibaxu Toruń (czyt. p. Romana Karkosika), to jej czynnymi wykonawcami byli działacze i zawodnicy klubu. Co więcej, stoją za nią murem, co pokazuje poniedziałkowa konferencja prasowa Unbaxu oraz... milczenie samych zawodników. Sam menadżer Sławomir Kryjom oraz prezes Mateusz Kurzawski wielokrotnie podkreślali, że ich drużyna jest monolitem. Jeśli przegrywają, to razem. Jak dotąd nie usłyszałem żadnego komentarza żużlowca Unibaxu, dlatego start Adriana Miedzińskiego na GP w Toruniu, bez żadnych wyjaśnień w sprawie zachowania w Zielonej Górze, jest skandaliczną decyzją.

W tym kontekście naprawdę nieistotne są indywidualne opinie zawodników, którzy prywatnie w parkingu być może wyrażali niezrozumienie dla tej decyzji, lecz, jak twierdzą, musieli się jej podporządkować. W ich obronie stanął red. Lis, Jarosław Hampel, żużlowcy Falubazu i inne osoby z żużlowego środowiska.

Żyjemy w świecie, w którym konsekwencje decyzji osób odpowiedzialnych ponoszą ci, którzy owym osobom dobrowolnie podlegają. Żużlowcy, choć nie byli tu organem decyzyjnym mogli coś w tej sprawie zrobić! Podobnie jak mógł coś zrobić Sławomir Kryjom, Mateusz Kurzawski, Jan Żabik, czy Mirosław Kowalik. Co mogli zrobić? Na przykład zorganizować spotkanie zawodników z menadżerem, trenerem i prezesem po otrzymaniu „decyzji Rady Nadzorczej”. Mogli jednomyślnie orzec: „Panowie, jedziemy! To będzie nasz ostatni wspólny mecz w Unibaxie. Ale jeśli z tego powodu, z powodu walki o honor toruńskiego klubu w finale ekstraligi, mielibyśmy stracić pracę, to jest to tego warte! Apator Toruń to wartość ważniejsza niż pieniądze zmanierowanego człowieka, który naszymi barwami, historią, klubem wyciera sobie twarz i rozgrywa osobiste potyczki. Jedziemy za Apator!”

Nie zrobili tego, choć powinni. Dlatego muszą ponieść konsekwencje biernego poddania się złej decyzji. Owszem, w tamtym momencie znajdowali się w środku straszliwie kryzysowej sytuacji. Nie z własnej winy. Ale właśnie w tamtej chwili stanęli przed wyborem. Wybrali postawę poddańczą, zamiast postawy męskiej, właściwej.

Kary dla zawodników i działaczy to więc rzecz oczywista. Chęć uchylania jakiegokolwiek zawodnika Unibaxu od nich przez trenera reprezentacji Polski, nie świadczy dobrze o nim samym. Sugeruje bowiem, że zawodnicy są... niewinni! Owszem, są niewinni decyzji o wycofaniu drużyny. Są jednak winni poddania się jej.

wtorek, 24 września 2013

Toruńscy kibice jako instrument obrony Unibaxu

Część osób zastanawiając się nad wymiarem sankcji dla Unibaxu Toruń wyraża swój sprzeciw wobec ewentualnej decyzji komisji o degradacji klubu do niższej ligi. Główną linią obrony jest wskazanie na Bogu ducha winnych kibiców. Nawet prezes Stelmetu Falubaz Zielona Góra Marek Jankowski stwierdził: "Poza tym nie chciałbym karać kibiców toruńskich, że drużynę stracili z tego powodu, że ktoś na górze ma niezdrowe ambicje, albo ma za dużo pieniędzy". Domaga się natomiast kar indywidualnych dla panów Karkosika, Kryjoma i Kurzawskiego w postaci zakazu pełnienia jakichkolwiek funkcji w polskim żużlu przez najbliższe 112 lat. 

To właśnie względu na kibiców, jak słyszymy, Unibax Toruń nie powinien ponosić tak drastycznych konsekwencji, jaką byłaby degradacja ich ulubionego klubu. 
Jak na to odpowiedzieć? 

Po pierwsze: wymieni panowie nie występowali jako indywidualne osoby. Pełniły i wciąż pełnią funkcje decyzyjne oraz reprezentacyjne w firmie zwanej Unibax Toruń. Dlatego konsekwencje sportowe powinien ponieść klub, którym zarządzają. Oddzielenie kar dla tych trzech panów od kary dla klubu, którym kierują byłoby niezdrowym precedensem. 

Po drugie: używanie kibiców Unibaxu w instrumentalny sposób, by uchronić klub, który wypiął się na nich i uczynił Unibax Toruń anty-klubem sportowym oraz wrogiem sportowej rywalizacji, jest zwykłą manipulacją. To jest właśnie działanie skierowane przeciwko kibicom toruńskiej drużyny.

Po trzecie: celem orzeczenia dyscyplinarnego jest sprawiedliwość, a więc sankcje adekwatne do rangi przewinienia. Gdy Sąd orzeka o wysokości kary dla przestępcy, to zajmuje się oceną zabronionego czynu, nie zaś ew. reakcją i potencjalnym poczuciem straty przez bliskich, przyjaciół i współpracowników. 

Po czwarte: toruńscy kibice nie są stroną w sprawie, a ich odczucia w żaden sposób nie mogą determinować werdyktu osób odpowiedzialnych za jego podjęcie. To decyzja p. Romana Karkosika (i Rady Nadzorczej Unibaxu Toruń) jest krzywdząca dla kibiców tego klubu, nie zaś orzeczenia komisji. Jeśli piłkarz fauluje przeciwnika wychodzącego na czystą pozycję "sam na sam" z bramkarzem, to winnym usunięcia go z boiska nie jest sędzia pokazujący mu czerwoną kartkę, lecz... on sam. Gdyby sędzia oglądał się na oczekiwania kibiców, wówczas powinien... zmienić zawód i powołanie. 

Po piąte: Polonia Bydgoszcz nie oglądała się na nastroje rzeszowskich kibiców, gdy wygrywała z Marmą w ostatnim meczu sezonu. I całe szczęście, ponieważ jej zadaniem była czysta rywalizacja i sprawiedliwy wynik osiągnięty na torze. 

Powtórzę: to niedzielna postawa Unibaxu Toruń jest czynnością determinującą przyszłość tego klubu i nastroje kibiców, nie zaś komisja, której zadaniem jest szukanie werdyktu sprawiedliwego, a nie takiego, który zadowoli wszystkie strony sprawy (Falubaz, Canal+, Unibax, kibiców Unibaxu, kibiców Falubazu, kibiców żużla w Polsce itd.). 

Chłopcy z Falubazu vs. chłopcy z Unibaxu

Na wczorajszej konferencji prasowej Unibaxu Toruń prezes klubu Mateusz Kurzawski stwierdził, że tzw. przedfinałowa "wojna psychologiczna" rozpoczęła się w sobotę, w przeddzień meczu. A to pan Dowhan zaczął mówić w telewizji o zielonogórskiej organizacji fety po zdobyciu DMP, tak jakby wynik był już przesądzony, a to zielonogórzanie zapowiadali zgłoszenie udziału Patryka Dudka (w miejsce Adriana Miedzińskiego) na rundę Grand Prix rozgrywaną na toruńskiej Moto Arenie, by podjudzić torunian, a to napięcie związane z wpuszczeniem kibiców toruńskich na finał... "Ego" toruńskiego bossa zostało poważnie naruszone. "Ja wam dam fetę! Ja wam dam Dudka! Zafunduję wam fetę, jaką zapamiętacie na wiele lat!" 

Zielonogórskie drażnienie przeciwników jest z pewnością mocną stroną tego klubu. Odkąd prezesem jest Robert Dowhan, ma to ustawicznie miejsce wobec odwiecznych gorzowskich rywali zza miedzy, niekiedy leszczynian, a obecnie wobec "nadzianego" finalisty, który jest niepokojąco poważnym pijarowym rywalem dla młodego prezesa Falubazu. 


Zasłanianie się przez kierownictwo Unibaxu kontuzją Golloba to oczywiście wersja oficjalna, tzw. medialna, czyli kłamliwa. Problem z prezesem Kurzawskim i menedżerem Kryjomem nie polega na ich braku inteligencji. Problem polega na ich braku odwagi, honoru i zwykłej uczciwości. Niejednokrotnie w swojej karierze żużlowych działaczy owi panowie musieli wystawić drużynę osłabioną kontuzjami. By nie szukać daleko, np. brakiem Chrisa Holdera. Nawet, gdy nie byli w stanie skorzystać z ZZ w drugiej części sezonu, nikt z nich nie apelował do przeciwników o przełożenie meczy. Nikt nie nakazywał drużynie opuszczać bram stadionu z tego powodu. Nie. Problemem nie jest osłabienie drużyny i kontuzja Tomasza Golloba. Niestety muszą brnąć w tą wersję, w obawie przed utratą posad. Wygląda to śmiesznie i żałośnie. Jednak wszyscy dobrze wiedzą, że problemem nie jest ich inteligencja. Problemem jest ich... charakter. 


poniedziałek, 23 września 2013

Właściciel i działacze Unibaxu to niebezpieczni ludzie

Działacze Unibxu Toruń idą w zaparte. Razem wygrywają i razem przegrywają. Jakie to piękne i szlachetne... Czy jednak na pewno? Wspólne wygrywanie i wspólne przegrywanie jest wartością, pod warunkiem, że jest się częścią drużyny, która gra w zgodzie z zasadami. Nie ma nic wartościowego we wspólnotowym zwycięstwie lub przegranej, jeśli się walczy perfidią, ucieczką i pogardą dla idei sportu. Nie ma niczego szlachetnego w jednomyślnej lojalności wobec Sarumana lub Imperatora. Działacze toruńscy grają po niewłaściwej "stronie mocy" niewłaściwymi metodami. Dobrze to rozumieją sami kibice toruńscy, którzy opuszczają szajkę cwaniaków zwaną "Unibax" (nie mylić z Apatorem Toruń - klubem z charakterem i tradycjami).

Nie sposób nie traktować wypowiedzi zarówno prezesa toruńskiej drużyny Mateusza Kurzawskiego, jak i menedżera Sławomira Kryjoma, w kategoriach wycierania sobie twarzy szlachetnymi ideami. Słyszymy więc słowa o rywalizacji w duchu sportu i fair play, fajnej walce do końca, sportowej rywalizacji, o godnej jeździe itp. Te rzeczy rzekomo im zostały uniemożliwione poprzez odmowę przełożenia meczu przez zielonogórzan. Mówią to bez żadnego zażenowania. Żadnego przyznania się do błędu ucieczki, dezercji z niedzielnego finału. Jak tonąć, to wszyscy. Jak się pogrążać, to wszyscy. Jak dalej kombinować i kpić z inteligencji ludzi, to wszyscy. Jak dalej niszczyć toruński żużel, to wszyscy. 

Będę powtarzał, zależało nam na tym, żeby finał mistrzostw Polski, finał Enea Ekstraligi miał taką obsadę zawodniczą, by był godny finału najlepszej ligi świata - mówi Sławomir Kryjom.

Pisałem o tym w poprzednim wpisie. Dokładnie tak to wygląda: rzeczywistość jest inna od życzeń ludzi takich jak. p. Kryjom, p. Karkosik i p. Kurzawski, którzy sądzą, że spektakularnymi transferami, pieniędzmi i wpływami złapali Pana Boga za nogi. Okazało się, że finał będzie miał inną obsadę niż sądzili. Tego znieść nie można! Do takiego finału nie wolno dopuścić! I nie dopuścili... 


Nie wiem, czy włodarze toruńskiego klubu są aż tak cyniczni, czy aż tak zepsuci. Nie wiem czy słuchają tego, co mówią, jak np. słów prezesa Kurzawskiego: "Chcieliśmy pojechać za dwa tygodnie, może za dziesięć dni, ale nie udało się. W tym składzie Tomek Gollob jest ważną osobą, to z jednej strony zawodnik nowy, ale ważny. Zespół to zespół".


Trudno słuchać tych "uzasadnień" bez refleksji: czy to naprawdę mówi człowiek, który jest prezesem klubu sportowego?! 
Cała toruńska argumentacja to jednomyślna i bardzo stanowcza obrona pogardy dla sportu i zdrowego rozsądku osób, które słuchają tych, nazwijmy rzecz po imieniu, bredni. Obecna postawa torunian zdecydowanie powinna wpłynąć na orzeczenie dyscyplinarne. I nie mam wątpliwości, że prócz rekompensacyjnych kar finansowych, powinna nim być degradacja drużyny Unibaxu Toruń do niższej ligi. Tą drużyną zarządzają bardzo niebezpieczni i zepsuci ludzie. Im prędzej osoby z tego środowiska opuszczą polski żużel, tym lepiej dla tej dyscypliny i przyszłości Apatora Toruń. W tym kierunku powinna zmierzać decyzja władz ekstraligi. 

Po finale ekstraligi, czyli ostatnia walka o polski żużel

Paweł Bartosik

Żużel jeszcze nie upadł po wczorajszym finale ekstraligi. Można go jeszcze uratować. W jaki sposób? Zwykłą sprawiedliwością: nakładając na Unibax Toruń karę adekwatną do powagi przewinienia. Są przepisy, które to regulują (art. 305 Kodeksu Dyscyplinarnego). 

Jeśli osoby decyzyjne podejmą werdykt, który de facto zezwala na rezygnację z jazdy w finale (lub jakimkolwiek innym meczu) z powodu kontuzji Tomasza Golloba w zamian za odpowiednie opłaty (czyt. kary finansowe), będzie to sygnał, że w zasadzie nie trzeba jechać meczu, o ile pokryje się koszta organizacji imprezy. Dlatego kary dla toruńskiego klubu muszą mieć nie tylko charakter finansowy, ale i wymiar sportowy. Wszak to sport, żużel jako dyscyplina ucierpiał najbardziej. Co więcej, kara powinna mieć wymiar restytucyjny, rekompensujący straty finansowe, moralne itp., ale także odstraszający tych, którzy myśleliby o podobnych "rozwiązaniach" w przyszłości. Niestety dotychczasowe, impotentne reakcje i wymiary kar po tegorocznych zajściach w Lesznie oraz bierność władz ekstraligi wobec karygodnych błędów sędziów nie pozwalają być w tym względzie optymistami. 

Po sobotniej kontuzji Tomasza Golloba podczas Grand Prix w Sztokholmie, prawdopodobnie kilka zaskoczonych osób dowiedziało się, że nie da się kupić rzeczywistości pieniędzmi. To bardzo boli. Szczególnie jeśli jest się człowiekiem z wygórowanym własnym "ego" i mniemaniu, że porządek tego świata określa jego własna wola, pozycja i stan konta.

Bardzo ubolewam, że klub, który bardzo cenię i lubię dostał się w ręce cwaniaków i łotrów, którzy go niszczą. Nie tylko zresztą niszczą Apator Toruń, ale sport żużlowy w Polsce. Mimo wielkiego skandalu, sądzę, że jednak za wcześnie na ogłaszanie śmierci tej dyscypliny. Nie zgadzam się bowiem na to, by polski żużel został skradziony (bez walki) przez nikczemnych ludzi bez zasad. Niestety jakiś czasu temu do polskiego żużla dostali się cwaniacy, którzy sądzą, że mogą zawłaszczyć sobie tą dyscyplinę i jej zasady. Obecny kryzys w żużlu i skandale ostatnich lat, przynoszące wstyd tej dyscyplinie sportu, to rezultat zgody na to, by ludzie, którym obcy jest duch sportu, czystej rywalizacji, moralność, przyzwoitość decydowali o jej zasadach i przyszłości. 

Mądra księga przestrzega: "Biada ci, ziemio, której królem jest chłopiec" (Kohelet 10:16). Napisał to mądry Król Salomon po wielu latach panowania. Biada klubowi żużlowemu, którego właścicielem, prezesem lub menadżerem jest drań. Biada naszej ulubionej dyscyplinie, którą zarządzają ludzie bez zasad moralnych. Nic dziwnego, że co roku zmienia się zasady i mnoży przepisy, których note bene nawet sędziowie nie znają, by zapobiec cwaniactwu i szukaniu luki w celu zwycięstwa za wszelką cenę. 

Wczorajsza odmowa toruńskiego klubu to nie tylko dezercja z pola bitwy. To wyraz wielkiej pogardy dla kibiców zgromadzonych na stadionie, rywali i całej dyscypliny, jaką jest żużel. Oczywiście, możemy zrezygnowani machnąć ręką i powiedzieć: wczoraj w Zielonej Górze umarł żużel. Osobiście nie mogę się z tym zgodzić. Nie mam bowiem zamiaru oddawać mojej ulubionej dyscypliny sportu złodziejom, którzy chcą nam ją ukraść. Mam nadzieję, że nie jestem w tym odosobniony. 

piątek, 7 czerwca 2013

Dziesięć tez na temat zajść w meczu Unia Leszno - Marma Rzeszów

Do niecodziennych zajść doszło podczas meczu 10. kolejki ENEA Ekstraligi Unia Leszno - Marma Rzeszów. Mecz zakończył się wynikiem 75-0 dla gospodarzy po tym, jak strona rzeszowska negatywnie oceniając stan przygotowania toru odmówiła na nim jazdy. Moje 3 grosze na ten temat:

1. Rozdział 2 "Tory" art. 5 ust. 4 mówi: "Tor musi być w regulaminowym stanie najpóźniej na 90 minut przed godziną rozpoczęcia zawodów podaną w zawiadomieniu o zawodach.” Fakty są takie, że tor nie był gotowy na 90 minut przed rozpoczęciem zawodów, czego dowodem jest decyzja sędziego o nasypaniu nawierzchni i pracach kosmetycznych, co wydłużyło czas jego rozpoczęcia o całą godzinę. Nie oceniam motywacji sędziego, na ile ta decyzja była zależna od presji ekipy rzeszowskiej. Oceniam fakty. Fakty zaś są takie, że mecz nie rozpoczął się o planowanej godzinie. W tym kontekście nie dziwi niechęć TVP Sport czy obecnie nSport do transmitowania spotkań ze Stadionu Alfreda Smoczyka. Przyczyn jest zapewne więcej, ale ta z pewnością jest silnym argumentem przeciwko anty-promocji żużla w telewizji.


2. Obie ekipy doskonale znały kontekst tego spotkania, jakim byłakontuzjowana ręka Nickiego Pedersena. Patrząc na wielokrotne zastrzeżenia innych ekip do stanu leszczyńskiego toru w minionych sezonach, nie bezpodstawne będzie stwierdzenie, że strona leszczyńska najzwyczajniej chciała przygotować tor, który w znacznym stopniu utrudni jazdę obolałemu Pedersenowi. Niestety zasada, że "cel uświęca środki" bardzo często dominuje w profesjonalnym sporcie, w którym stawką są presja na wynik i olbrzymie pieniądze.


3. Tor został odebrany przez komisarza toru Stanisława Pieńkowskiego i sędziego zawodów Jerzego Najwera, co oznacza, że wedle ich oceny nadawał się do jazdy. Kluczowym jest fakt, że to właśnie te dwie osoby są decyzyjne w dniu rozgrywania meczu. Innych podmiotów decyzyjnych w kwestii przygotowania toru, zajść w poszczególnych biegach, punktacji itd. po prostu nie ma.


4. Kombinacje z torem w minionych sezonach spowodowały wprowadzenie od bieżącego roku funkcji komisarza. Komisarz wydając opinię na temat toru bierze na siebie odpowiedzialność w kwestii jego użyteczności i bezpieczeństwa. Oczywiście sędzia i komisarz nie są nieomylni. Całkiem możliwe, że ich decyzja niekiedy nie odzwierciedla realnego stanu nawierzchni. Jednak, jeśli w takiej sytuacji drużyny nie są w stanie dojść do porozumienia (jednomyślnie zgadzając się, że nie chcą jechać i komunikując tą propozycję sędziemu), to opinia sędziego jest wiążąca. Oczywiste jest, że wówczas po zakończeniu spotkania strona, która czuje się skrzywdzona ma możliwość zgłoszenia pisemnego protestu (wraz z materiałem dowodowym). Nie wolno jednak żadnemu z zawodników, w ramach niezgody z decyzją arbitra, nie wyjeżdżać na tor! Na podobnej zasadzie sędzia – w ramach niezgodny z postawą jednej z drużyn – nie ma prawa opuszczać swojego stanowiska, wyjeżdżając ze stadionu po 4 biegu! Jest to zachowanie ze wszechmiar skandaliczne i niedopuszczalne!


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Śmierć żużlowca, cichy festyn i telewizyjne „Reality Show”

Śmierć żużlowca, cichy festyn i telewizyjne „Reality Show”
Paweł Bartosik
Wpis z 15 maja 2012 r.

Przerwany mecz 

W niedzielę 13 maja podczas meczu ekstraligi żużlowej pomiędzy Betardem Spartą Wrocław a PGE Marma Rzeszów w wyniku obrażeń ciała po upadku na torze zmarł znany brytyjski żużlowiec Lee Richardsson. Miał 33 lata. Pozostawił pogrążoną w smutku żonę oraz trzech synów.

Ta informacja napełniła smutkiem środowisko związane ze sportem żużlowym. Jednocześnie... je podzieliła. Przyczyną tego stały się wydarzenia mające miejsce w wieczornych derbach Ziemi Lubuskiej rozgrywanych w Gorzowie pomiędzy tamtejszą Stalą, a zielonogórskim Falubazem. Po 7 biegu przy prowadzeniu Stali 26-16 sędzia poinformował obie ekipy, że po rozegraniu 8 wyścigu uda się do parkingu w celu konsultacji z kierownictwami oraz samymi zawodnikami dotyczącymi dalszego przebiegu zawodów. Co działo się potem widzieliśmy podczas telewizyjnej transmisji na antenie TVP Sport.

Zakłopotanie śmiercią 
Żyjemy w kulturze, w której śmierć jest tematem tabu. Nie lubimy o niej rozmawiać, wolimy wypierać ze świadomości jej istnienie. Wolimy chodzić do „domu wesela” zamiast do „domu żałoby” (Koh 7,1-4). A jeśli już udamy się do domu żałoby to nie do końca wiemy jak długo powinniśmy tam przebywać. Sądzimy, że im dłużej tym lepiej.

Kiedy dowiadujemy się o nagłej śmierci człowieka jesteśmy zbici z pantałyku, nie jesteśmy oswojeni z faktem jej obecności. Szczególnie niespodziewanej. Wypowiedzi, zachowanie głównych aktorów niedzielnego derbowego widowiska oraz niektórych kibiców objawiły ogromną niemoc w odpowiedniej reakcji na publiczną wiadomość o śmierci żużlowca, która ogłoszona w kontekście zawodów wymagałareakcji w postaci... ich przerwania.