1. Rozdział 2 "Tory" art. 5 ust. 4 mówi: "Tor musi być w regulaminowym stanie najpóźniej na 90 minut przed godziną rozpoczęcia zawodów podaną w zawiadomieniu o zawodach.” Fakty są takie, że tor nie był gotowy na 90 minut przed rozpoczęciem zawodów, czego dowodem jest decyzja sędziego o nasypaniu nawierzchni i pracach kosmetycznych, co wydłużyło czas jego rozpoczęcia o całą godzinę. Nie oceniam motywacji sędziego, na ile ta decyzja była zależna od presji ekipy rzeszowskiej. Oceniam fakty. Fakty zaś są takie, że mecz nie rozpoczął się o planowanej godzinie. W tym kontekście nie dziwi niechęć TVP Sport czy obecnie nSport do transmitowania spotkań ze Stadionu Alfreda Smoczyka. Przyczyn jest zapewne więcej, ale ta z pewnością jest silnym argumentem przeciwko anty-promocji żużla w telewizji.
2. Obie ekipy doskonale znały kontekst tego spotkania, jakim byłakontuzjowana ręka Nickiego Pedersena. Patrząc na wielokrotne zastrzeżenia innych ekip do stanu leszczyńskiego toru w minionych sezonach, nie bezpodstawne będzie stwierdzenie, że strona leszczyńska najzwyczajniej chciała przygotować tor, który w znacznym stopniu utrudni jazdę obolałemu Pedersenowi. Niestety zasada, że "cel uświęca środki" bardzo często dominuje w profesjonalnym sporcie, w którym stawką są presja na wynik i olbrzymie pieniądze.
3. Tor został odebrany przez komisarza toru Stanisława Pieńkowskiego i sędziego zawodów Jerzego Najwera, co oznacza, że wedle ich oceny nadawał się do jazdy. Kluczowym jest fakt, że to właśnie te dwie osoby są decyzyjne w dniu rozgrywania meczu. Innych podmiotów decyzyjnych w kwestii przygotowania toru, zajść w poszczególnych biegach, punktacji itd. po prostu nie ma.
4. Kombinacje z torem w minionych sezonach spowodowały wprowadzenie od bieżącego roku funkcji komisarza. Komisarz wydając opinię na temat toru bierze na siebie odpowiedzialność w kwestii jego użyteczności i bezpieczeństwa. Oczywiście sędzia i komisarz nie są nieomylni. Całkiem możliwe, że ich decyzja niekiedy nie odzwierciedla realnego stanu nawierzchni. Jednak, jeśli w takiej sytuacji drużyny nie są w stanie dojść do porozumienia (jednomyślnie zgadzając się, że nie chcą jechać i komunikując tą propozycję sędziemu), to opinia sędziego jest wiążąca. Oczywiste jest, że wówczas po zakończeniu spotkania strona, która czuje się skrzywdzona ma możliwość zgłoszenia pisemnego protestu (wraz z materiałem dowodowym). Nie wolno jednak żadnemu z zawodników, w ramach niezgody z decyzją arbitra, nie wyjeżdżać na tor! Na podobnej zasadzie sędzia – w ramach niezgodny z postawą jednej z drużyn – nie ma prawa opuszczać swojego stanowiska, wyjeżdżając ze stadionu po 4 biegu! Jest to zachowanie ze wszechmiar skandaliczne i niedopuszczalne!
5. Przejawem honoru i męskiej odwagi jest szukanie sprawiedliwych rozwiązań w sprawiedliwy sposób. Rzeszowianie może i dążyli do tego pierwszego, ale zapominając, że sposób przedstawiania swoich racji jest tak samo ważny, jak ich treść. I właśnie za metodę, którą obrali powinni zostać surowo ukarani. Była ona bowiem przejawem pogardy i lekceważenia wobec arbitra, kibiców na stadionie, rywali, kibiców żużla w całej Polsce i w końcu samych przepisów. To bardzo niebezpieczny precedens, który powinien spotkać się z bardzo zdecydowaną reakcją i karą.
6. Trudno „posądzać” drużynę gości o dobrą wolę, którą deklarują. Przypomnę tylko, że Rzeszowianie (poza Juricą Pavlicem) nie mieli nawet zamiaru przetestować toru po kosmetykach nakazanych przez sędziego. Jak pisałem, kontekstem dla niedzielnych wydarzeń była oczywiście sytuacja kadrowa rzeszowskiej drużyny, która w obliczu bolesnej kontuzji Nickiego Pedersena została mocno osłabiona. Usilne dążenia do przełożenia meczu są w tym kontekście bardzo czytelne biorąc pod uwagę sportowe kalkulacje i prognozy wyniku. Jednak odmowa startu wobec braku osiągnięcia tego celu (przełożenia meczu) jest zachowaniem najzwyczajniej niegodnym sportowca i klubu sportowego.
7. Rzeszowianie zachowali się tak, jakby byli zarówno zawodnikami, komisarzami toru oraz sędziami zawodów. Przyjechali, ocenili tor ipodjęli decyzję czy na nim jechać. Proponuję by władze Enea Ekstraligi nie wyznaczały na kolejne mecze w Rzeszowie sędziego i komisarza toru. Wszak Rzeszowianie zamanifestowali, iż sami pragną decydować o jego stanie, sami będą decydowali o wykluczeniach i punktacji. Wszak dobitnie pokazali w jak głębokim poważaniu mają decyzję arbitrów i komisarzy. Proponuję więc, by sędzią zawodów wyznaczyć Dariusza Śledzia, komisarzem toru Nickiego Pedersena, toromistrzem Grzegorza Walaska, zaś kierownikiem zawodów Rafała Okoniewskiego. Ewentualnie niech drużyna rzeszowska rozpisze arbitrom wyznaczonym do sędziowania meczy Marmy szczegółowe rozporządzenia. Ich odmowa będzie zaś skutkowała brakiem wyjechania na tor. Nie zdziwię się jeśli w podobnym „poważaniu” rzeszowski klub będzie miał decyzję władz ekstraligi. Dlaczego bowiem miałby ją respektować, skoro już zamanifestował swoją postawę wobec podmiotów decyzyjnych?
8. Nie byłem w Lesznie i nie widziałem nawierzchni toru. Widziałem natomiast biegi z płynnie jadącymi po całej szerokości nawierzchni zawodnikami Unii Leszno oraz rekord toru w wykonaniu Przemysława Pawlickiego. To są fakty, które zdecydowanie osłabiają roszczenia rzeszowskiej strony. Tor leszczyński, owszem nie był przygotowany na czas i prawdopodobnie to również stanie się podstawą kary. Przypomnę jednak, że to nie opóźnienie meczu, stanowi podstawę pretensji Rzeszowian lecz stan toru w godzinie rozpoczęcia meczu.
9. Przyjrzyjmy się jeszcze krótko argumentacji przedstawicieli Marmy. Jeśli naprawdę chodziło tu o bezpieczeństwo zawodników, to dlaczego oczekiwano od kontuzjowanego Nickiego Pedersena jazdy w Lesznie? Pani prezes Marta Półtorak stwierdziła: „ Nicki przyjechał do Leszna ibył gotów jeździć, ale nie na takim torze. Poza tym ja powiedziałam kierownikowi Unii Leszno, że jeśli oni uważają, że odmawiamy startu z powodu Pedersena, to przełóżmy spotkanie na inny termin i my przyjedziemy na ten mecz bez Nickiego. Myślę, że to była honorowa oferta”.
Zatem Nicki przyjechał do Leszna by startować, a nie statystować! Trudno mi oceniać intencje propozycji pani prezes dotyczącą jazdy bez Pedersena w innym terminie. Z perspektywy przewidywanego wyniku byłby to jednak układ korzystny dla... Marmy Rzeszów. Jazda mocno obolałego Pedersana na tak przyczepnym torze przyniosłaby z pewnością gorszy rezultat (i dalsze problemy zdrowotne) niż przyjazd w innym terminie rzeszowskiej drużyny stosującej za swojego lidera tzw. zastępstwo zawodnika (ZZ). W powyższym kontekście zupełnie niewiarygodnie brzmią zapewnienia strony rzeszowskiej o trosce o bezpieczeństwo i rywalizacji fair play. Tomasz Welc, kierownik drużyny rzeszowskiej powiedział: „Myślę, że sędzia powinien podjąć decyzję o przełożeniu tych zawodów i wszyscy w normalnych warunkach by odjechali to spotkanie”. Wiadomo (z perspektywy rzeszowskiej), że „powinien” :-) Jednak nie odwołał! Dlaczego więc żużlowcy rzeszowscy wyjechali ze stadionu w trakcie trwania zawodów?!
Pan Tomasz dodaje: „Niestety sędzia widzi, że zawodnicy nie chcą jechać, a mimo to nakazuje im na siłę jazdę.” Po pierwsze: pan kierownik zapomniał dodać, że chodzi o „niektórych” zawodników (większa część drużyny gości). Po drugie: wszyscy dobrze wiemy jaki był kontekst owej niechęci do jazdy. Po trzecie zaś: to nie sędzia „na siłę” nakazał jechać. To rzeszowianie „na siłę” próbowali przeforsować odwołanie meczu. Nie udało się, więc poszli "na noże". Obecnie więc "na siłę" szukają rozstrzygnięcia zgodnego ze swoimi roszczeniami. Takiego oczywiście nie będzie.
10. Brak zdecydowanej reakcji lub zbyt łagodna reakcja władz ekstraligi na leszczyńskie wydarzenia dałaby sygnał innym klubom, że zawodnicy oceniając negatywnie jakąkolwiek decyzję sędziego mają prawo do odmowy startu. Warto również zadać pytanie: kiedy wreszcie skończą się kombinacje z torami? Dosypywanie nawierzchni przez stronę leszczyńską w godzinie rozpoczęcia zawodów świadczy o tym, że przynajmniej część rzeszowskich pretensji na temat stanu toru jest uzasadniona.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz