środa, 25 września 2013

Dlaczego zawodnicy Unibaxu Toruń powinni zostać ukarani?

Portal Eurosport.onet.pl donosi, iż 18-letni Paweł Przedpełski z Unibaksu Toruń może nie wystąpić w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, który odbędzie się w sobotę 28 września w Pardubicach.

To oczywiście pokłosie oddania walkowerem przez kierownictwo Aniołów rewanżowego meczu o złoty medal Enea Ekstraligi w Zielonej Górze. Polski Związek Motorowy zamierza bowiem wcześniej ukarać żużlowców klubu z Grodu Kopernika zakazem startów w zawodach międzynarodowych, co byłoby jedną z kar za naruszenie regulaminu rozgrywek ligowych.

Zapowiedź takiej decyzji mocno oburzyła trenera kadry Marka Cieślaka. - Nie dopuszczę do sytuacji, żeby Pawła skreślono ze składu reprezentacji. To nie jego wina, że znalazł się w takim bagnie w Zielonej Górze. Zasłużył na start w finale - podkreślił na łamach "Gazety Pomorskiej" szkoleniowiec Biało-Czerwonych.

Sprawa naprawdę jest prosta. Mimo iż decyzja o nie przystąpieniu do meczu była podjęta przez Radę Nadzorczą Unibaxu Toruń (czyt. p. Romana Karkosika), to jej czynnymi wykonawcami byli działacze i zawodnicy klubu. Co więcej, stoją za nią murem, co pokazuje poniedziałkowa konferencja prasowa Unbaxu oraz... milczenie samych zawodników. Sam menadżer Sławomir Kryjom oraz prezes Mateusz Kurzawski wielokrotnie podkreślali, że ich drużyna jest monolitem. Jeśli przegrywają, to razem. Jak dotąd nie usłyszałem żadnego komentarza żużlowca Unibaxu, dlatego start Adriana Miedzińskiego na GP w Toruniu, bez żadnych wyjaśnień w sprawie zachowania w Zielonej Górze, jest skandaliczną decyzją.

W tym kontekście naprawdę nieistotne są indywidualne opinie zawodników, którzy prywatnie w parkingu być może wyrażali niezrozumienie dla tej decyzji, lecz, jak twierdzą, musieli się jej podporządkować. W ich obronie stanął red. Lis, Jarosław Hampel, żużlowcy Falubazu i inne osoby z żużlowego środowiska.

Żyjemy w świecie, w którym konsekwencje decyzji osób odpowiedzialnych ponoszą ci, którzy owym osobom dobrowolnie podlegają. Żużlowcy, choć nie byli tu organem decyzyjnym mogli coś w tej sprawie zrobić! Podobnie jak mógł coś zrobić Sławomir Kryjom, Mateusz Kurzawski, Jan Żabik, czy Mirosław Kowalik. Co mogli zrobić? Na przykład zorganizować spotkanie zawodników z menadżerem, trenerem i prezesem po otrzymaniu „decyzji Rady Nadzorczej”. Mogli jednomyślnie orzec: „Panowie, jedziemy! To będzie nasz ostatni wspólny mecz w Unibaxie. Ale jeśli z tego powodu, z powodu walki o honor toruńskiego klubu w finale ekstraligi, mielibyśmy stracić pracę, to jest to tego warte! Apator Toruń to wartość ważniejsza niż pieniądze zmanierowanego człowieka, który naszymi barwami, historią, klubem wyciera sobie twarz i rozgrywa osobiste potyczki. Jedziemy za Apator!”

Nie zrobili tego, choć powinni. Dlatego muszą ponieść konsekwencje biernego poddania się złej decyzji. Owszem, w tamtym momencie znajdowali się w środku straszliwie kryzysowej sytuacji. Nie z własnej winy. Ale właśnie w tamtej chwili stanęli przed wyborem. Wybrali postawę poddańczą, zamiast postawy męskiej, właściwej.

Kary dla zawodników i działaczy to więc rzecz oczywista. Chęć uchylania jakiegokolwiek zawodnika Unibaxu od nich przez trenera reprezentacji Polski, nie świadczy dobrze o nim samym. Sugeruje bowiem, że zawodnicy są... niewinni! Owszem, są niewinni decyzji o wycofaniu drużyny. Są jednak winni poddania się jej.

Jeśli wiemy, że stoimy po złej stronie, powinniśmy ją opuścić. W imię zasad i honoru. W imię sportu i bycia mężczyzną. W imię klubu, który reprezentujemy i kibiców, którym jesteśmy winni podjęcie walki o dobro klubu. Zadaniem zawodników nie jest ślepe i bezmyślne podporządkowywanie się ludziom, którzy niszczą żużel, o ile ci wystarczająco dobrze im płacą. Otóż nie! Po trzykroć: nie! Zadaniem zawodników jest stanąć w obronie sportu i czystej rywalizacji.

Postawa poddańczości wobec zmanierowanych bogaczy niszczy tożsamość jako sportowców i czyni żużlowców bezwolnymi niewolnikami. Trener Cieślak swoją postawą komunikuje natomiast żużlowemu środowisku: oni mają czyste ręce, bo „wykonywali tylko polecenia z góry”. Nie mieli wyjścia. Otóż mieli. I wciąż mają wybór: czy będą chcieli jeździć dla człowieka, który kupuje ich honor jako sportowców. Czy może już dawno go sprzedali?


Tak, straciliby wtedy pracę. Jestem jednak pewien, że znaleźliby ją gdzie indziej. I co więcej, odzyskaliby szacunek i dobre imię. A może ja jestem naiwny? Może tak naprawdę już nikomu w tym sporcie nie zależy na byciu... sportowcem? Może tu po prostu chodzi o to, kto kogo zrobi w... balona? 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz