Zielonogórskie drażnienie przeciwników jest z pewnością mocną stroną tego klubu. Odkąd prezesem jest Robert Dowhan, ma to ustawicznie miejsce wobec odwiecznych gorzowskich rywali zza miedzy, niekiedy leszczynian, a obecnie wobec "nadzianego" finalisty, który jest niepokojąco poważnym pijarowym rywalem dla młodego prezesa Falubazu.
Zasłanianie się przez kierownictwo Unibaxu kontuzją Golloba to oczywiście wersja oficjalna, tzw. medialna, czyli kłamliwa. Problem z prezesem Kurzawskim i menedżerem Kryjomem nie polega na ich braku inteligencji. Problem polega na ich braku odwagi, honoru i zwykłej uczciwości. Niejednokrotnie w swojej karierze żużlowych działaczy owi panowie musieli wystawić drużynę osłabioną kontuzjami. By nie szukać daleko, np. brakiem Chrisa Holdera. Nawet, gdy nie byli w stanie skorzystać z ZZ w drugiej części sezonu, nikt z nich nie apelował do przeciwników o przełożenie meczy. Nikt nie nakazywał drużynie opuszczać bram stadionu z tego powodu. Nie. Problemem nie jest osłabienie drużyny i kontuzja Tomasza Golloba. Niestety muszą brnąć w tą wersję, w obawie przed utratą posad. Wygląda to śmiesznie i żałośnie. Jednak wszyscy dobrze wiedzą, że problemem nie jest ich inteligencja. Problemem jest ich... charakter.
W rzeczywistości chodzi więc o urażoną dumę obrażonego chłopca, który nakazuje pozostałym, słabszym i młodszym kolegom z paczki zabierać zabawki i wracać do domu. I ci z podkulonym ogonkiem to robią bo inaczej zostaną usunięci z paczki. A to paczka wielu korzyści i strategicznych znajomości.
Zielonogórzanie nie sądzili, że ów chłopiec może aż tak zareagować na ich napinki i gierki. Dlatego, aby popsuć radość zwycięzcy, chłopiec, nie tylko nie dokończył gry, ale przed decydującym rozdaniem rozrzucił karty po pokoju i ostentacyjnie wyszedł z niego. Zielonogórski chłopiec był zbyt pewny siebie. Nie docenił toruńskiego chłopca. Nie sądził, że ten jest zdolny do takich działań.
Sobotnia wypowiedź w poczuciu triumfu prezesa Dowhana w studio Canal+ to wspaniała opowieść o krainie, której jest królem, jego znakomitych podwładnych i zacnych gościach, którzy niczym królowa Saby przybywają do królestwa Salomona, by zobaczyć jego chwałę. Na pytanie telewizyjnego redaktora o przewidywania półfinałów Grand Prix w Sztokholmie nawet się nie zająknął, by wymienić klasowych żużlowców spoza Zielonej Góry. "To jak? Hampel i Kasprzak w finale?" - pyta redaktor. "I Jonsson!" - dodał prezes Dowhan. Pewnie, że Jonsson! Nie możemy pomijać drugiego pracownika prezesa. Żadnych choćby starań obiektywności. Iversen? Zagar? Nieeee... Czy w Gorzowie mogą jeździć jacyś klasowi żużlowcy? Ależ skąd! Jestem ja i mój wspaniały, magiczny klub, który odwiedzają celebryci. No i nasz Patryk w Grand Prix w Toruniu ma być! Przy okazji - zapraszam na świętowanie DMP. Przygotowaliśmy mnóstwo atrakcji.
Naprawdę wkurzył tym chłopców z Unibaxu. Wiecie, państwo, jak bardzo? W niedzielę zobaczyliście. Zatem nie chodzi o żadnego Golloba. W rzeczywistości było to zwykłe podjudzanie i napinka nastoletnich blokersów. Prezes Unibaxu nazywa to "grą psychologiczną", jakby chodziło o jakieś mentalne przygotowanie do sportowej rywalizacji. Nie. To żadna psychologia. Była to pyskówka dwóch dresiarzy, z których jeden nie wytrzymuje i w końcu decyduje się na mocny cios. Nawet kosztem kary, którą łatwo przełknąć z kilku miliardowym budżetem.
Tak wygląda żużel w kuluarach. Prężenie mięśni, mściwość i wzajemny brak szacunku ludzi zwanych prezesami lub właścicielami klubów. Wielu z tych ludzi to naprawdę są kosmici, wyjałowieni z zasad ludzie, którzy nigdy nie nauczyli się, że zasada "po trupach do celu" jest wrogiem ducha fair play i sportu.
Kiedy słyszę wypowiedzi i widzę działania chłopców z Falubazu i chłopców z Unibaxu, czuję jakbym miał do czynienia z rozpuszczonymi nastolatkami. Chłopcy z Unibaxu wiedzieli, że w sportowej potyczce staną się głównym daniem w wielkiej zielonogórskiej uczcie. Dlatego postanowili wykiwać chłopaków z Zielonki. Najpierw nas podjudzają, czują się pewni złota, straszą Dudkiem, zapowiadają szlaban dla naszych kibiców, a my mamy oglądać ich radość? O nie! Zniszczona finałowa uczta warta jest każdych pieniędzy!
Dlatego teraz, jak mniemam, działacze Unibaxu spokojnie czekają na finansowy wymiar kary (szef bez problemu zapłaci te 1-2 miliony zł) i ściskają kciuki, by w orzeczeniu Ekstraligi nie znalazło się słowo "degradacja". Wszystko inne skwitują zapewne uśmiechem oraz toastem. I słowami z poczuciem ulgi: "Więc warto było... To jak panowie? Kto dzisiaj polewa?"
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz